To, że powrót do niektórych książek po latach pozwala na nie spojrzeć zupełnie inaczej to już chyba oczywistość. Równo trzy lata temu, 22 lutego 2012 pisałam o tej powieści na blogu i nie przypuszczałam, że jeszcze kiedykolwiek do niej wrócę. Tymczasem przez moją fazę na czasy napoleońskie i serial, po prostu musiałam po nią sięgnąć. I nie, wcale nie chciałam iść tego dnia do biblioteki, wcale nie było mi to po drodze. Tylko jakoś tak wbrew woli tam poszłam i wzięłam tę książkę, a potem kartkowałam jak wściekła i prawie od razu pożarłam w całości.
Kochane wydania i tłumaczenia z lat 90.! |
Pierwszym, co mnie zdziwiło było to, że pamiętałam dokładnie, kiedy i gdzie czytałam poszczególne sceny, oraz jak się wtedy czułam. Porównanie mojego obecnego życia i parunastu minut wyrwanych cudem z dnia na bezproduktywne czytanie z ówczesną beztroską studenckich wakacji było jednocześnie druzgocące i fascynujące. Im więcej słów, zdań i stron czytałam, tym bardziej dziwiłam się sama sobie. Ta powtórna lektura przypomniała mi dawne sympatie i antypatie wśród bohaterów, a które teraz uległy zupełnej zmianie. To zadziwiające, jak czas kształtuje nasze spojrzenie na decyzje, zachowania i charaktery powieściowych postaci! Tym razem byłam bardziej wyrozumiała dla Becky (bo w życiu czasem nie ma wyboru i trzeba sobie radzić na różne sposoby), bardziej współczująca i pełna zrozumienia wobec Amelii (po tym, jak przeżyłam prawie to samo, zobaczyłam swoją historię w krzywym zwierciadle i co chwilę musiałam odkładać książkę, by pokręcić głową z politowaniem nad głupotą podobnego zachowania), łaskawsza dla Dobbina (Amelio! Jak mogłaś być tak okrutna!)...
... i dla narracji powieści. Nie tylko przy scenach z Amelią wzdychałam nad własną głupotą z czasów poprzedniego czytania. Wtedy zupełnie nie doceniłam błyskotliwego, pełnego dowcipu, żywego stylu tej powieści! A może po prostu szukałam czegoś innego? Tak, wtedy potrzebowałam zdecydowanie innych książek. Do tej dopiero teraz "dorosłam" i czytałam ją na wyrywki z prawdziwą przyjemnością. Z Thackeray`owych żartów i złośliwości śmiałam się prawie do łez, a niektóre fragmenty wzbudziły we mnie taki podziw, że musiałam czytać je po kilka razy. Co chwilę odrywałam wzrok od kartek, by powiedzieć do siebie, jakie to niesamowite, że ta powieść jest tak dobrze napisana; że te zdania tak świetnie skonstruowane. Były nawet chwile, w których nie wierzyłam, że powstała w XIX wieku (a powstała w 1847 roku) - tak żywo i energicznie jest napisana. Nie znajdziemy w niej sztucznych, wydumanych dialogów, żadnych "Och panno X me udręczone serce bije dla pani w sekretnych ciemnościach tej skrywanej skrzętnie tajemnicy już od tylu lat <spektakularne omdlenie>" i innych podobnych, kiczowatych, niestety charakterystycznych dla tego, czego przeciętny czytelnik spodziewa się po literaturze dziewiętnastowiecznej stwierdzeń. Na szczęście!
Bohaterowie Targowiska... to ludzie z krwi i kości: tak prawdziwi, jakby zostali opisani dzisiaj. Przy całej konwencjonalności ówczesnej literatury, w tym listów i wspomnień, ta powieść jawi się jako ożywcze pocieszenie dla osób zajmujących się życiem codziennym w XIX wieku, odtwarzaniem historii i rekonstrukcją. Co prawda powstała 30 lat po opisywanych w niej czasach, ale i tak jest dobrym dowodem na to, że dziewiętnastowieczni nie byli ani sztywni, ani egzaltowani, nie podlegali też sztucznym, bezwzględnym konwenansom, jak to sobie dzisiaj wyobrażamy. Za to było w nich o wiele więcej naturalności i swobody. Bohaterowie tej powieści są tak jak i my młodzi, lekkomyślni, zupełnie nieprzygotowani do dorosłego, pełnego niebezpieczeństw ;) i wymagającego odpowiedzialności życia. Za to chodzą na shopping (Amelia po powrocie z miodowego miesiąca w Brighton), imprezują (bale w Brukseli i wieczór w Vauxhall), mają kaca (po wieczorze w Vauxhall), a nawet przeklinają ("począł mamrotać półgłosem, dając upust słowom tak mocnym, iż żaden zecer nie odważyłby się ich złożyć, gdyby nawet zostały zanotowane"), choć oczywiście wszystko to jest jednocześnie bardzo dziewiętnastowieczne i jak najbardziej historyczne ;)
Ogromną zaletą książki są też zawarte w niej liczne szczegóły życia codziennego, opisy ubiorów, codziennych obyczajów, potraw... Na początku obiecałam sobie notować, ale po jakimś czasie skapitulowałam, bo musiałabym przepisać całą książkę. Oprócz wspomnianych wyżej szczegółów mamy też liczne dokładne opisy Londynu, przez co powieść można czytać również jako przewodnik po interesujacych miejscach angielskiej stolicy z początku XIX wieku. Dowiemy się z niej między innymi, gdzie można miło spędzić czas, gdzie zjeść śniadanie lub obiad, przy którym placu (i za ile) zatrzymac się na nocleg oraz gdzie zrobić modne zakupy.
(choć tu oczywiście trzeba pamiętać, że część obyczajów autor przeniósł wprost ze swojej epoki (lat 40. XIX wieku) - podobnie jak stroje bohaterów w własnoręcznych ilustracjach)
To wszystko sprawia, że wprost pokochałam tę książkę. Uwielbiam ją miłością bezgraniczną i nie znajduję w niej wad. Może dlatego, że czytałam ją w odpowiednim czasie i okazała się spełniać wszystkie moje obecne czytelnicze potrzeby? Z mojej strony mogę Wam ją jedynie gorąco polecić i obiecać wkrótce krótką serię postów o tym, co nosili jej bohaterowie ;)
10/10 ♥
ENGLISH:
After the second reading of Vanity fair I realized that the last time I had read it, I didn`t appreciate it well enough. This time I saw it in completely different way. I liked and disliked the other characters than before; the witty style of the book was a great pleasure for me and I found fascinating all the details of everyday life included in the book. I am quite busy person but nonetheless I stole time almost every day for reading. 5 minutes transformed into hours spent on reading and I really enjoyed almost every sentence of the book. It was really perfect for me, I loved it and want to have the book on my own now :)
Ta lektura jeszcze przede mną. Lubię takie klimaty, więc zamierzam sięgnąć.
OdpowiedzUsuńSięgnij koniecznie ^^
UsuńWłaśnie chciałam napisać, że również lektura przede mną. No, troszkę klasyki zostało ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, czy Ci się spodoba, czy nie ;)
UsuńHaha ja też zawsze notuję :)) Ponadto szczegółowe opisy mogą być przydatne przy pisaniu listów.
OdpowiedzUsuńO, właśnie! Chyba jednak powinnam kupić gdzieś to stare wydanie :P
UsuńOdwiedzam od czasu do czasu Twój blog, bo kiedyś byłam wielką pasjonatką XIX wieku, obecnie został mi tylko sentyment do dawnych pasji, a Buduar jest na szóstkę :) powieść, o której piszesz jest rewelacyjna i w ogóle się nie starzeje - "kariera" Becky, irytująca czasem naiwność Ameli zupełnie nie przygotowanej do życia, obyczaje i zabawy ówczesnych elit... "Targowisko..." przeczytałam jeszcze w szkole średniej - minęło już kilkanaście lat od tamtego okresu, mam własne wydanie, często do niego wracam, lubię to ironiczne spojrzenie na naturę człowieka - niewiele się ona zmieniła od czasów, w których żył Thackeray.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Monika
Dziękuję :)
UsuńTak, ta powieść będzie chyba wiecznie aktualna, a ironiczny język Thackeray'a dodatkowo dodaje jej smaku. Powinnam zacząć polowanie na własny egzemplarz ;)
A ja tę powieść mam wydaną w dwóch tomach i zgubiłam jeden z nich, do tego pierwszy ;/
OdpowiedzUsuńTa, którą czytałam też była w dwóch ;) Na zdjęciach jest pierwszy.
UsuńO nie! Zgubienie pierwszej części to nie lada problem. Może da się ją dokupić przez internet?
Z pewnością sięgnę po tą książkę. Bardzo fajna recenzja:)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńPrzeczytam na 100%. :) Już mało co pamiętam z filmu, więc trzeba w końcu sięgnąć po pierwowzór. ;)
OdpowiedzUsuńSięgnij koniecznie, na pewno się nie zawiedziesz :)
UsuńŚwietnie napisałaś tę recenzję! Właściwie chyba każda książka przeczytana po raz drugi zasługuje na taką drugą opinię, przynajmniej ja tak mam, że chyba każdą przy kolejnej lekturze odbieram zupełnie inaczej. Tak w ogóle to chyba przeczytam "Vanity fair" :D
OdpowiedzUsuńZa każdym razem jest inaczej, bo to my się zmieniamy :) Ale chyba też ta uniwersalność cechuje dobrze napisane książki. Polecam Ci, jest naprawdę super :)
UsuńCzytałam już raz "Targowisko próżności" i ten wpis sprawił, że nabrałam ochoty na ponowną lekturę. Uwielbiam Thackeray'a - przygodę z nim zaczynałam od "Dziejów Pendennisa" i może też rozpocznę od niego. Jest tylko jeden problem - jak naczytam się dobrej XIX wiecznej narracji, a potem wezmę coś współczesnego, co nie jest tak dobrze napisane, to robi mi się smutno i czytam jakoś tak bez przyjemności.
OdpowiedzUsuńNo, z tą narracją to prawda :P I widać to też w tłumaczeniach. Te z XX wieku czyta się bardzo przyjemnie, a te robione obecnie są jakieś takie... miałkie...
Usuń