Zawsze byłam ciekawa, czy jakbym nagle znalazła się w XVIII wieku, potrafiłabym dogadać się z ówczesnymi ludźmi, czy bylibyśmy w stanie w ogóle się zrozumieć.
Joseph Baron Ducreux, Autoportret (1793), źródło |
Oczywiste jest to, że wzbudzałabym zainteresowanie dziwną, nietypową składnią moich wypowiedzi i pewnie wymknęłoby mi się jedno lub dwa słówka, które 250 lat temu wcale nie istniały lub po prostu były niepopularne. Miałabym również problem z szerzącymi się wszędzie, szalonymi zapożyczeniami z języka francuskiego, ale to wcale nie byłoby największą trudnością.
Jak myślicie, co działo się wtedy z tą najbardziej systemową częścią języka, z niewidocznymi gołym okiem trybikami, które sprawiają, że cała maszyna działa tak, a nie inaczej? Innymi słowy: co z fonetyką i fleksją? Tutaj nie dałabym rady udawać, po tym osiemnastowieczni rozpoznaliby od razu, że coś tu nie gra, że ktoś obcy wdarł się podstępem, by mieszać w ich czasach i obyczajach.
Michel Garnier, Młoda dziewczyna podsłuchująca kochanków (1789), źródło |
Jak to więc z tym osiemnastowiecznym językiem było? Jak brzmielibyśmy 250 lat temu?
Zacznijmy od samogłosek. Obecny system samogłoskowy zawiera 6 samogłosek i 2 samogłoski nosowe. W XVIII wieku na początku było inaczej. Istniały dźwięki pośrednie, o cechach wspólnych dla wypowiadanych dziś samogłosek, które nie były wtedy jeszcze tak mocno zdefiniowane, jak obecnie. Sposób ułożenia ust i języka podczas wypowiadania różnił się nieznacznie, przez co każda z istniejących głosek mogła być jeszcze dodatkowo pochylona (gdy sytuowała się pomiędzy średnim a wąskim ułożeniem narządów artykulacyjnych).
I tak:
- a pochylone, czyli [á] wymawiane jako głoska pośrednia między [a] i [o] zaczęło obniżać się aż do zlania ze zwykłą głoską [a].
- o pochylone, czyli [ó] wymawiane jako głoska pośrednia między [o] i [u] zlało się w wymowie z [u] i zaczęło brzmieć identycznie. To z XVIII wieku pochodzą nasze dzisiejsze ortograficzne problemy - napisać góra, czy *gura? Osiemnastowieczni jeszcze potrafiliby rozróżnić brzmienie [ó] i [u], przez co nie mieliby najmniejszych problemów z zapisem tych wyrazów :)
- e pochylone, czyli [é] wymawiane jako głoska pośrednia między [e] oraz [i] w XVIII wieku powoli wychodzi z użycia zastąpione przez e jasne, co właściwie nie robi dla nas dzisiaj wielkiej różnicy w wymowie. Wyraz kobieta nadal brzmiał jak kobiéta [kobi/eta]). E jasne zniknęło ostatecznie dopiero w XIX wieku. Kto pamięta ten fragment z II części Dziadów?
"Zamknijcie drzwi od kaplicy
I stańcie dokoła truny;
Żadnej lampy, żadnej świécy,
W oknach zawieście całuny.
Niech księżyca jasność blada
Szczelinami tu nie wpada."
I stańcie dokoła truny;
Żadnej lampy, żadnej świécy,
W oknach zawieście całuny.
Niech księżyca jasność blada
Szczelinami tu nie wpada."
"Świéca" w wierszu to nic innego, jak świeca z e jasnym, brzmiącym nieco bardziej, jak [i].
Daniel Chodowiecki, Cabinet d'un peintre gravé (1771), źródło |
Wśród spółgłosek obyło się bez wielkich rewolucji. Tylko głoska ł ustatkowała się i zaczęła być w końcu wymawiana jako dzisiejsze "wałczone ł" [ʊ̯],
czyli zaczęła przyjmować cechy samogłoski, stając się tym samym tzw.
półsamogłoską. Wcześniej, do XVI wieku wypowiadano tę głoskę bardziej
jako ł/l (znamy ten dźwięk ze starych filmów, jako wymaganą wśród
ówczesnych aktorów wymowę)
Zmiany objęły także wymowę całych grup głosek w wyrazach. Dotyczy to przede wszystkim:
- -ir-, -irz- które zaczęły być wymawiane jak -er-, -erz- np. w wyrazie *wirzba, który dziś brzmi: wierzba
- -il-, -yl-, -ił-, -ył- które zaczęły być wymawiane jak -el-, -eł- np. w wyrazach tylko, który brzmiał: *telko; silny, który brzmiał: *sielny; bił, który brzmiał: *beł Na szczęście zmiana ta była tylko chwilowa i wkrótce cofnęła się do form, jakie znamy dzisiaj.
William Hogarth, A midnight modern conversation (1733), źródło |
Co do fleksji, czyli odmiany wyrazów przez przypadki, XVIII wiek był znaczącą epoką.
Rewolucja dokonała się przede wszystkim w zakresie rodzaju męskiego. W XVI wieku w jego obrębie powstał rodzaj męskożywotny, charakteryzujący się innym zestawem końcówek dla nazw określających istoty żyjące (np. Biernik (widzę) stół-ø, kot-a, chłopc-a). Natomiast w XVIII wieku w zakresie Mianownika i Biernika liczby mnogiej wykształcił się rodzaj męskoosobowy. I tak nie mówiono już: (ci) ptac-y, wilc-y, chłopc-y i (te) stoł-y, lecz: (te) stoł-y, ptak-i, wilk-i i (ci) chłopc-y.
Ostatnie tchnienie wydała też liczba podwójna, dogorywająca sobie spokojnie od XVII wieku. Jej ślady możemy dziś zaobserwować w określeniach parzystych części ciała (dwie ręce - należące do różnych osób i dwoje rąk jednej osoby).
George Romney, Konwersacja (1766), źródło |
Najważniejszą dekadą przemian, otwierającą nową epokę w dziejach języka (doba nowopolska) okazała się trzecia ćwierć XVIII wieku, a konkretniej się lata 1780.
W roku 1783 nakazano naukę w szkołach w języku polskim, który wyparł wszechobecną łacinę i tym samym umocnił swoją pozycję oraz mógł wykształcić obowiązującą wszystkich do dziś odmianę ogólną. Język polski zyskał również dzięki tej reformie szkolnictwa wiele określeń z zakresu rozwijających się ówcześnie nauk przyrodniczych. Wydawano także liczne podręczniki, służące do nauki i udoskonalania języka ojczystego.
źródło |
Wyjątkowe zasługi w tej dziedzinie wykazał Onufry Kopczyński, który opracował między innymi trzyczęściową Gramatykę dla szkół narodowych (1778-1783) i inne podręczniki, z których dziś żaden uczeń szkoły podstawowej nie potrafiłby korzystać (były bardzo naukowe i bogate w tabelki do wykucia na pamięć ;) ). Nadał on również polskie nazwy przypadkom, więc podziękuj mu za każdym razem, gdy mówisz Narzędnik, zamiast Ablativus ;) oraz zaproponował uporządkowanie końcówek przymiotników, zaimków przymiotnych i liczebników odmiennych w zakresie Miejscownika i Narzędnika.
A choć było to uporządkowanie na siłę i ostatecznie rozwiązano ten problem dopiero w 1936 roku, osiemnastowiecznym i tak należą się duże brawa za te reformatorskie porządki.
W końcu gdyby nie oni, jak dzisiaj byśmy brzmieli?
Bardzo ciekawy post, też zawsze intrygował mnie ten temat. :)
OdpowiedzUsuńOgółem cały proces przemian języka jest niezwykle zajmującym zagadnieniem- język jest rzeczą dynamiczną i nie sposób uniknąć wpływu z zewnątrz (w niedzielę nawet musiałam przygotować prezentację o wpływie języka greckiego na polszczyznę także zbiegłyśmy się z przemyśleniami :p ). Zawsze zastanawiało mnie, jak musiała brzmieć mowa naszych średniowiecznych przodków i na ile była podobna. I pismo. Autor Księgi Henrykowskiej musiał się trochę natrudzić zanim zapisał zdanie wypowiedziane po polsku za pomocą łacińskiego alfabetu...
Porównując jednak pewne słowa z wieków minionych, mam wrażenie, że nasza mowa staje się coraz bardziej ,,ostrzejsza" i szeleszcząca.
Tak, to prawda, średniowieczni mieli ogromne problemy z dopasowaniem alfabetu łacińskiego do polskiej fonetyki i jeszcze w renesansie toczyły się spory ortograficzne, o to, jak zapisać poszczególne głoski. Z resztą nawet w XIX wieku gdzieniegdzie można spotkać się z różnym zapisem głosek (np. wiśnia jako wisznia).
UsuńTeż myślę, że z upływem czasu tracimy typowo słowiańską śpiewność i brzmienie naszego języka staje się twardsze ;)
Uwielbiam czytać o zmianach języka i o tym jak brzmi różnie w regionach. :3
OdpowiedzUsuńRóżnice regionalne też są interesujące :)
UsuńBardzo to jest interesujące, jak język polski zmieniał się na przestrzeni wieków, ażeby w końcu mógł być doprowadzony do takiego stanu, w jakim my dziś go używamy :) Tamte formy mogą się nam wydawać trudniejsze, ale czy takie na pewno były? Na pewno trudniej byłoby się uczyć dzisiaj XVIII - wiecznego angielskiego czy francuskiego :) Dla przyszłych pokoleń pewnie i nasz język będzie kiedyś archaiczny i niezrozumiały; ciekawe, jak będzie wyglądał taki język przyszłości ;)
OdpowiedzUsuńTak, moja koleżanka na pierwszym roku anglistyki musiała czytać staroangielskie teksty i mówiła, że brzmiały jak jakieś tajemne zaklęcia :D Ale i nasz polski w wersji średniowiecznej nie jest łatwy. Gdy czytałam te teksty, często nie wiedziałam nawet, o czym są :D
UsuńKocham gramatykę historyczną! Cudowny post. A wiesz, że wiele cech języka staropolskiego nadal jest obecnych we współczesnym czeskim? :) Dlatego jeśli kogoś interesuje staropolszczyzna, polecam pouczyć się języka naszych sąsiadów, to bardzo ciekawe doświadczenie językoznawcze :)
OdpowiedzUsuńRen, gramatyczna siostro! U mnie na studiach grama historyczna była obiektem powszechnej nienawiści i tylko kilka osób (w tym ja) wzdychało do niej potajemnie :D
UsuńTak, wiem, ze względu uwarunkowania historyczne, język czeski nie mógł się rozwinąć i pozostało w nim wiele archaicznych form :) Nie uczyłam się nigdy czeskiego, ale odwiedzam od czasu do czasu naszych południowych sąsiadów ;) i bardzo lubię ich słuchać. Jak byłam dzieckiem, niezmiennie dziwiło mnie, że na truskawkę mówią "jahoda" :D
Ooooo, ktoś kocha gramatykę historyczną!!! :D <3 NIE JESTEM JEDYNĄ WARIATKĄ! xD
UsuńW ogóle gramatyka wszelkiej maści w każdym języku stanowi moją ulubioną część nauki zawsze. A historyczna to już w ogóle.
Taaak, z tą truskawką się kiedyś przejechałam, bo zakupiłam w Czechach aromat do ciast, mając nadzieję na jagodowy zapach, tymczasem okazało się, że to pospolita truskaweczka... No i lepiej w Czechach niczego nie "szukać"... ;)
Gramatysia jest super! A co w historycznej lubisz najbardziej? Bo ja fonetykę, ale nie te banały typu jery, tylko totalny hardkor, w którym kilka zjawisk z różnych epok nakłada się na siebie, a sam wyraz da się sprowadzić do formy praindoeuropejskiej <3 Uwielbiam to! To trochę jak szukanie odpowiedzi na pytanie, skąd pochodzimy i kim właściwie jesteśmy. Ach!
UsuńA z fleksji, morfologii itd. najlepsze były imiesłowy - do nich trzeba było znać te wszystkie dzikie tabelki, jedne końcówki mieszały się z drugimi... no szał po prostu <3 Nie wiem, co podkusiło mnie, by obie prace dyplomowe pisać z literatury... To była jedna ze złych decyzji życiowych :P
To brzmi bardzo skomplikowanie (gramatyka wszelkiego rodzaju zdecydowanie nie jest dla mnie). Ale zawsze byłam ciekawa, jak mówiono w poprzednich epokach i czy byłabym właściwie w stanie zrozumieć kogoś z XVIII wieku (bo z XVI na pewno nie). Szkoda, że nie można tego posłuchać :)
OdpowiedzUsuńNo, ogromna szkoda! Bardzo mnie ciekawi, jak w rzeczywistości mógł brzmieć ten język. Co do osiemnastowiecznego, to pewnie dałoby się go zrozumieć (tak, jak dajemy radę zrozumieć mowę Ukraińców czy Białorusinów, choć to oczywiście nie to samo), gorzej z własnymi wypowiedziami :D
UsuńŁojezu!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i dość nietypowy post. Czasami sama się zastanawiam, czy przenosząc się w czasie (ok, ok!) mogłabym krakać jak wrony, między którymi się znalazłam? Bardzo dużą różnicę widać w wymowie na filmach z miedzywojnia - np.: przyśli było całkiem poprawne. Cały, że tak powiem aparat gębowy pracował inaczej. dziś na przykład niesłyszalna jest różnica między dźwięcznym h, a bezdźwięcznym, suchym ch. Może jedynie Tadeusz Sznuk w 1 z 10 czasem tak powie, ale przeważnie na kogoś, kto mówi dźwięcznie h dziwnie się patrzą. to samo z ł, tym specyficznym, które niektórzy starsi ludzi potrafią wymówić.
O, z tym h i ch to już w ogóle! Mój dziadek podobno potrafi je rozróżnić, ale nigdy nie słyszałam, żeby w mowie używał obu wariantów. Natomiast ja nieświadomie od dziecka potrafię wymówić dźwięczne h :) Dowiedziałam się o tym niedawno, jakoś pod koniec studiów, gdy jeden kolega próbował sam nauczyć się białoruskiego, a drugi (Białorusin) trochę mu pomagał. I tak od słowa do słowa okazało się, że ten nietypowy dźwięk, dla którego nie miałam zastosowania, to właśnie to słynne, dźwięczne h :)
UsuńCzadowy post! :) Zawsze myślałam, że jak w wierszu jest "świécy" albo "kobiéty", to znaczy, że poeta nie mógł znaleźć rymu i sobie ułatwia zycie :D Będzie kontynuacja z XIX-wiecznymi dziwactwami? ;)
OdpowiedzUsuńA mogłyśmy użyć tego patentu w naszych wierszach na zlocie! :D
UsuńMyślałam nad kontynuacją, ale pewnie będzie mniej gramatycznie, bo w XIX właściwie język był już ukształtowany... Zobaczymy, co da się zrobić :)
O mamo. No to jest ciekawy post. Zawsze byłam ciekawa jak brzmiał nasz język w tamtych czasach. Pamiętam jak kiedyś męczyłam się z "tłumaczeniem" tej receptury z miodem.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji możemy się dowiedzieć dlaczego mamy w pisowni ch i h, u i ó... A właściwie to nie wiem po co nam to teraz... :P
Teraz wbrew pozorom to jednak jest potrzebne. Na zajęciach wytłumaczono to tak, że skoro już tyle książek i innych tekstów zostało napisanych zgodnie z tymi normami ortograficznymi (i są to również druki dawne), po reformie dla kolejnych pokoleń (my jeszcze dalibyśmy radę) te wszystkie miliony książek w bibliotekach byłyby zwyczajnie nieczytelne i nadałyby się tylko do spalenia. Poza tym nie znieślibyśmy kosztów zmiany nazw na wszystkich tabliczkach, znakach drogowych itp. Także lepiej tego nie ruszać :D
Usuń