Powietrze było czyste i chłodne tego dnia, gdy przemierzałyśmy górzystą, zachodnią część Yorkshire w drodze z Keighley do Haworth.
Post o mojej sukience TUTAJ |
Pachniało wilgotnym chłodem kamieni, ziemistym torfem i suchymi wrzosami, w których szeleścił przenikający wiatr. Pojawiająca się co jakiś czas mżawka i mgliste powietrze obejmowały nas. Wilgotne suknie łopotały na wietrze. Kamienna, zwarta zabudowa i wąska uliczka, wijąca się coraz wyżej między niewysokimi, omszałymi domami z piaskowca prowadziła wprost do serca miasteczka - niepozornej plebanii, w której trzy równie niepozorne siostry tworzyły arcydzieła światowej literatury.
Haworth to niewielka wioska położona w północnoangielskim Yorkshire, wśród Gór Pennińskich. Otaczają je porosłe wrzosami, dzikimi trawami i gąbczastym mchem kamieniste wzgórza; niezbyt przyjazne, bogate w torfowiska, zapadające się miejscami w tajemnicze kotlinki, ziejące wnętrzami opuszczonych kamieniołomów. Wśród tych dzikich, splątanych ze sobą roślin ciągnących się aż po ostro zaznaczoną linię horyzontu prowadziła stała droga wędrówek sióstr Bronte. Dopiero, gdy sama odbyłam tę podróż przez wrzosowiska, zrozumiałam ich pragnienie wolności i to, w jak niezwykły sposób to dzikie i nieprzyjazne miejsce ukształtowało ich charaktery.
Dom rodziny Bronte - plebania przy kościele Świętego Michała i Wszystkich Aniołów otoczona wiekowym cmentarzem - znajduje się na szczycie wzgórza. Po drodze mija się budynki i miejsca, które jeszcze pamiętają przemykające tamtędy codziennie siostry. Czy to w aptece Rose & Co[mpany] Branwell zdobywał laudanum, a Charlotte kupowała ręcznie robione leki dla chorych sióstr? Czy dokładnie w tym Czarnym Byku Branwell odbywał swoje narkotyczne rytuały? Jak ponad 150 lat temu wyglądała szkoła, w której uczyła Charlotte? Dziś ulice i domy noszą ich imiona, a bohaterowie powieści pisanych w przyćmionym świetle świecy przy skromnym stole pojawiają się na każdym poczynionym w Haworth kroku.
Sama plebania jest niewielka, ale (wbrew cmentarnym widokom z okna) przytulna. Dziesięć pokoi otwiera się przed gośćmi i zaprasza do przyjrzenia się przedmiotom, z których korzystały siostry. Trudno było mi opanować wzruszenie, gdy zobaczyłam niewielki, okrągły stół z wygodnymi krzesłami, dookoła którego pisarki krążyły nocami, opowiadając sobie nawzajem losy bohaterów ich powieści; gdy mogłam z bliska przyjrzeć się ich listom i przeczytać ich treść, zostawiając na chroniącej je szybie ślady oddechu; gdy na własne oczy mogłam zobaczyć, jak maleńkie były pantofelki Charlotty (nawet dłoni bym w nich nie zmieściła) i piękna, ozdobiona czarną koronką sukienka z wrzosowej, zbrązowiałej pod wpływem czasu tafty.
Wszystkie meble, sprzęty i drobne przedmioty noszą na sobie ich dotyk i pamiętają ciche opowieści o wzniosłych czynach i dzikich, niezłomnych charakterach snute przez czworo dzieci grzejących się przy kominku w deszczowe i ciemne jesienne dni, które na północy wypełniają większą część roku. Widziałam pulpit Emily, na którym powstawały Wichrowe Wzgórza, drobiazgowe hafty Anne wykonywane pod pilnym okiem ciotki i zestaw Charlotte przeznaczony do malowania na zewnątrz oraz jej korespondencję z wydawcami.
Wszystkie meble, sprzęty i drobne przedmioty noszą na sobie ich dotyk i pamiętają ciche opowieści o wzniosłych czynach i dzikich, niezłomnych charakterach snute przez czworo dzieci grzejących się przy kominku w deszczowe i ciemne jesienne dni, które na północy wypełniają większą część roku. Widziałam pulpit Emily, na którym powstawały Wichrowe Wzgórza, drobiazgowe hafty Anne wykonywane pod pilnym okiem ciotki i zestaw Charlotte przeznaczony do malowania na zewnątrz oraz jej korespondencję z wydawcami.
Wydawało się, że tylko sen, jak miękka mgiełka, oddziela nas od sióstr i czasów, w których żyły, że wystarczy podejść bliżej, przysiąść przy kominku i wsłuchać się w wiatr wyjący na wrzosowiskach, by znaleźć się wśród nich. Wizyta w Haworth była niesamowitym doznaniem. Wrażenia i odczucia, piękne jak kadry z najlepszych ekranizacji prozy sióstr i mocne jak ziemia, po której chodziły wpisały się we mnie jak w czystą kartkę. Dzień spędzony w Haworth zachowam na zawsze jako jedno z tych wspomnień, które trwale znaczy się w świadomości i wciąż każe do siebie wracać, przyzywa, by odwiedzić to niezwykłe miejsce raz jeszcze i znów zatopić się w mgle czasu.
Cudowność <3 jeśli mam jakieś reko marzenie to właśnie jest to wycieczka na angielską wieś i sesja w brytyjskich okolicznościach przyrody
OdpowiedzUsuńO tak! <3 A wiesz, że w Haworth mają w maju weekend w stylu sióstr Bronte? --> Cywilne reko lat 1840 :) Szkoda tylko, że w maju, bo jesienią wrzosowiska są najpiękniejsze...
UsuńCudowne pejzaże! Patrząc na nie wręcz czuję na twarzy ten wiatr, co kołysze trawami na wrzosowiskach. Ach, to musiało być wspaniałe uczucie, stąpać po uliczkach, po których przemykały niegdyś siostry Bronte, zupełnie nieświadome tego, że ich opowieści zyskają taką sławę, a maleńkie Haworth z ich powodu będzie przyciągało tłumy, pragnące zobaczyć najzwyklejsze przedmioty, które stanowiły część ich codzienności.
OdpowiedzUsuńO tak, ten wiatr był niesamowity! I powiem Ci, że nawet dało się do niego przyzwyczaić. Po kilku godzinach już go wcale nie odczuwałam :) Haworth jest cudowne, ma się wrażenie, że niewiele się w nim zmieniło od połowy XIX wieku :)
Usuń<3
OdpowiedzUsuń[Więcej nie trzeba pisać.]
Najchętniej też bym tak <3 zrobiła w całym poście :D
UsuńOooch! Byłaś na plebanii w Haworth! Jakże bym tam chciała kiedyś pojechać<3 Cudowne.
OdpowiedzUsuńChoć jednak przychylam się to teorii, że tak naprawdę wszystkie książki rzekomo sióstr pisała Charlotte;)
O nie, to taka zła teoria! :D Będę kiedyś musiała przeczytać tę książkę i sama przekonać się, ile jest w tym prawdy, bo to dość intrygująca kwestia ;)
UsuńJeju, ale cudne zdjęcia! <3 Oczywiście pozytywnie zazdroszczę tego wyjazdu i mam nadzieję, że wybierzemy się tam całą Krynoliną :D
OdpowiedzUsuńTak, to byłoby świetne przeżycie! Może, jeśli ostrzegłybyśmy muzeum wcześniej, pozwolono by nam zrobić kilka zdjęć wnętrz plebanii? ;)
UsuńTo niesamowite móc zobaczyć na żywo te wszystkie miejsca i poczuć klimat dawnej Anglii. Niesamowicie zazdroszczę Wam tej podróży - coś pięknego! <3
OdpowiedzUsuńPrzez pierwszą godzinę nie dowierzałam nawet, że tam jestem! To rzeczywiście niesamowite, móc skonfrontować swoją wyobraźnię z rzeczywistością :)
UsuńByłam w tym roku w Haworth, przepiekne miejsce, aż nie chciało sie z niego wyjezdzac. Byłaś tam o fajnej porze roku, kiedy nie ma tylu turystów i pogoda jest taka typowo angielska. Wrzosowiska musiały wyglądać przepięknie w tym miesiącu <3 zazdroszczę mimo tego, że tam byłam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
O, fajnie, że też byłaś :) W październiku wrzosy już co prawda przekwitły i były suche, ale za to nie było tłumów i nastrój był bardzo, bardzo "brontowy" :)
UsuńAch, Porcelanko, to musiało być naprawdę niesamowite przeżycie! To miasteczko samo w sobie wydaje się magiczne, jego klimat - choćby nawet nie powstały w nim arcydzieła, i tak z pewnością musiałby robić na innych bardzo duże wrażenie! Ale w połączeniu z Twoją wiedzą o siostrach i ich życiu, z ich książkami, które przeczytałaś, to już w ogóle musiało być niesamowite!
OdpowiedzUsuńTak,w Haworth jest bardzo nastrojowo, zupełnie jak w XIX wieku! Zdjęć z samego domu sióstr w sieci jest niewiele, więc wreszcie mogłam zobaczyć, jak naprawdę wyglądał ich dom :)
UsuńAle piękna okolica! Zawsze myślę, że Anglia byłaby dla mnie idealnym krajem do życia (tak w marzeniach oczywiście, bo rzeczywistość z pewnością okazałaby się ciężka i trudna). Ale gdybym mogła popuścić wodze fantazji, to dom w takiej typowej wiosce lub jakaś rezydencja na przedmieściu, otoczenie wrzosowisk i mglista pogoda byłby ukoronowaniem moich pragnień.
OdpowiedzUsuńNa szczęście dziś u za oknem sama mgła, więc czuję się na pół spełniona :)
Na co dzień na pewno nie byłoby łatwo, ale na weekend, w odpowiednich strojach, zajmując się całymi dniami tym, czym siostry... Byłoby cudownie! <3
UsuńWspaniały blog! Dopiero tu trafiłam, ale na pewno zostanę na długo! Piękne zdjęcia, muzyka, aż się miło i ciepło na sercu robi:) A ręce same wyciągają się po klasykę :) Gratuluję pasji!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńOMG OMG OMG!
OdpowiedzUsuń:D
UsuńChyba pora jednak wyciągnąć Jane Eyre z półki, ech... A liczyłam że w tym roku jakoś uda mi się przejść jesień bez smutkowania i melancholii. Wy i te wasze cudownie nastrojowe zdjęcia z jeszcze bardziej cudownych wrzosowisk... :P
OdpowiedzUsuńHe he he ;> Jane Eyre lub biografie sióstr to lektura idealna na jesień <3
UsuńTo musiała być wspaniała podróż :) Miasteczko wygląda jak gdyby zatrzymało się w czasie gdzieś w XIX wieku :) Cudowne :)
OdpowiedzUsuńTo była podróż marzeń :) Nawet w snach nie przypuszczałam, że kiedyś znajdę się w Haworth i zobaczę to miejsce na własne oczy :)
UsuńZazdroszczę! Na dodatek opisałaś to tak cudownie! :o Ach...
OdpowiedzUsuńDzięki :) Minął ledwie ponad tydzień, a ja już chciałabym tam wrócić :P
Usuń