20 lutego 2014

Sprawunki, czyli shopping w starym stylu

Jak myślicie, gdzie dawniej kupowano te wszystkie piękne (i te brzydsze też) przedmioty?



Temat sklepów i handlu jest dość obszerny, dlatego zdecydowałam się podzielić go na kilka kategorii. Możliwe, że ten post będzie miał jeszcze różne kontynuacje, o ile znajdę więcej informacji na ten (ciekawy!) temat. Tymczasem dziś to, co udało mi się znaleźć.

Zapraszam na zakupy w dawnym stylu!

 (Moja ukochana scena z Pachnidła. Uwielbiam ją! Oglądajcie, póki yt nie usuwa ;> )

Na samym początku napiszę, że po typowe, ciężkie zakupy spożywcze posyłano zazwyczaj służbę. Arystokracja w tym względzie miała najlepiej - ich gospodynie miały zazwyczaj stałych dostawców, pojawiających się w domu z najlepszym (i najdroższym!) towarem, podczas gdy kobiety-robotnice po zakupy udawały się same, a oczywiście po całym dniu pracy produkty, które mogły kupić, i na które było je stać wyglądały niezachęcająco...
 
Sytuację (od strony kupca) nieudanej próby sprzedaży pięknych jesiotrów dobrze ilustruje nowela Aleksandra Świętochowskiego, Chawa Rubin, w której tytułowa bohaterka próbuje sprzedać piękną rybę:
Litografie Jana Feliksa Piwarskiego (1794-1859)

"—  A dokąd to Symchowa? — spytała jakaś staruszka siedząca na ganku z pończochą w ręku.
— Do Puław, kochana pani — rzekła Chawa zbliżywszy się i ucałowa­wszy rękę staruszki.
— Niesiesz jesiotra? Dla kogo?
—  Albo ja wiem, dla kogo. Tu nie mogę sprzedać. Mam jeszcze połowę w domu.
— Ja ją wezmę. Przyjechał do mnie na wakacje wnuczek z dobrym apetytem. Ale czy ty taki ciężar do Puław zadźwigasz?
— Ach, moja pani, ledwie stoję. Jeszcze dziś nic nie jadłam, nie wiem nawet, czy dzieciom zdążę ugotować. Ale cóż robić? Ryby nie mogę długo trzymać. Kupiłam trzy jesiotry, jednego wzięła pani podsędkowa po jedenaście groszy funt, połowę pani kasjerowa po dziesięć, resztę mam i lecę do Puław. Dotąd nic nie zarobiłam, nawet całych trzech rubli nie odebrałam. A jak te pieniądze od pani stracę, to już chyba z dziećmi ziemię gryźć będę musiała."

Nowela ta dobrze ukazuje jeszcze jedną rzecz - tego typu kupiec musiał być człowiekiem sprytnym i obrotnym; dziś powiedzielibyśmy: przedsiębiorczym, aby sprzedać produkt z największym zyskiem, i to dopóki jeszcze jest świeży.

Jan Feliks Piwarski (1794-1859), Targ Wielkosobotni za Żelazną Bramą w Warszawie 

Jedzenie kupowano najczęściej na targu. W miastach istniały wydzielone place, na których w dni targowe chłopi z okolicznych wsi rozkładali się ze swoim towarem. W ten sposób nabyć można było świeże mleko, sery, mięso, warzywa, owoce i zioła, a także drobne domowe sprzęty wytwarzane przez chłopów: wyplatane kosze, gliniane naczynia itp.. Wszystko to chłopi hodowali i produkowali u siebie lub zbierali w okolicznych lasach i na łąkach, a sprzedając własne (dziś powiedzielibyśmy: ekologiczne) produkty na targu, próbowali sobie dorobić.

Targ w mieście (Seweryn Bieszczad, 1883), Targ na jarzyny na Placu Żelaznej Bramy w Warszawie (Józef Pankiewicz, 1888)


Towary egzotyczne takie, jak kawa, herbata lub tytoń nabywano w sklepach kolonialnych (tego rodzaju sklep prowadził bohater Lalki, Stanisław Wokulski), do których towar sprowadzano z całego świata, zaś leki, kosmetyki i... narkotyki (w XIX wieku opium było jak cukierki ;) ) nabywano w aptece (dzisiejsza "drogeria" pochodzi słowa drogue - lek. A i w innych językach mamy dziś drugs, drogen itd. na określenie jednocześnie narkotyków i leków - to właśnie stąd się wzięło! ). Brat sławnych sióstr, Branwell Brontë u szczytu swojego uzależnienia odwiedzał zaprzyjaźnionego aptekarza w celu nabycia butelki z laudanum nawet kilka razy w tygodniu!

Interesujący opis podobnego miejsca znajduje się w Pachnidle Patricka Süskinda:

"Tak więc skwapliwie pozwalał [Grenouille - główny bohater] się wprowadzać w sztukę gotowania mydła ze świńskiego smalcu, szycia ichrowych rękawiczek, sporządzania pudru z pszennej mąki, kleiku migdałowego i sproszkowanego korzenia fiołkowego. Toczył aromatyczne świece z węgla drzewnego, saletry i wiórków drzewa sandałowego. Kręcił wschodnie pastylki z mirry, benzoesu i proszku bursztynowego. Ugniatał kadzidło, szelak, wetiwer i cynamon w pachnące przy spalaniu kuleczki. Przesiewał i ucierał poudre imperiale z mielonych płatków róży, kwiatu lawendy i kory kaskarilli. Wyrabiał bielidło oraz błękitną barwiczkę do malowania żyłek i formował tłuste sztyfty do karminowania warg. Przygotowywał najdelikatniejsze proszki do polerowania paznokci i kredę do zębów o smaku miętowym. Fabrykował płyn do karbowania peruk, maść na odciski, płyn wybielający piegi, wyciąg z belladonny na oczy, balsam z muchy hiszpańskiej dla panów i ocet higieniczny dla pań... Uczył się sporządzać wszelkie wody, wódki, proszki, proszeczki, środki toaletowe i upiększające, a także mieszanki herbaciane i korzenne, likiery, marynaty i tym podobne"

Chciałabym odwiedzić to miejsce! 
Przy okazji zdradzę Wam, że ten książkowy opis stał się główną inspiracją dla moich blogowych eksperymentów z dawnymi recepturami, no i dla Buduaru w ogóle, bo Pachnidło czytałam kilka lat przed założeniem bloga :)

Aptekarz (Pietro Longhi, 1752), Løveapoteket in Bergen (Johan Dreier, [1775-1834]), Włoska apteka (XVIII w.) 


Podobne, drobne towary, jak rękawiczki, wachlarze, laseczki spacerowe nabywano w sklepach galanteryjnych. Towar pakowany był w pudełka, z których na prośbę klienta subiekt (lub paryska gryzetka - jak w Podróży sentymentalnej) wydobywał i prezentował pożądany egzemplarz. Książki, materiały papiernicze i piśmiennicze zaś z powodzeniem kupowano w księgarniach.

Materiały ("materye") i pasmanterię nabywano u kupców bławatnych, a stroje szyto u krawców / krawcowych. W wiktoriańskich powieściach mamy kilka przykładów takich zakupów. W książce Żony i córki młodziutka, nastoletnia córka lekarza (a więc niezamożna) Molly Gibson udaje się do miasta do krawcowej, aby uszyć swoje pierwsze "dorosłe" toalety. Ze względu na brak kobiecego przewodnictwa (Molly nie ma matki), efektem wyprawy jest krzykliwa, tartanowa sukienka, której krój i kolory wyraźnie zdradzają niewykształcony jeszcze gust panny.
Zaś drugi przykład pochodzi z Villette - przed wizytą w operze do chateau państwa Bretton przybywa krawcowa, celem uszycia odpowiedniej toalety dla Lucy Snowe. Tym razem jednak nad sukienką czuwa pani Bretton, czego rezultatem jest piękna, lekka jak mgiełka, wrzosowa toaleta. Inne jeszcze przykłady znajdziemy u Tołstoja - tam najczęściej krawcowa przybywa do domu lub bogata, wychodząca za mąż panna (Kitty Szczerbacka) rozdaje służbie swoje panieńskie sukienki.
Od połowy XIX wieku jednak istniały sklepy, w których można było nabyć gotowe elementy odzieży - bieliznę męską i damską (koszule). Zaś równolegle powstawały pierwsze domy mody - podobne do tych, jakie znamy dzisiaj (Chanel, Dior itd.). Te najsłynniejsze sygnowane były nazwiskami prawdziwych sław mody, twórcy haute couture - Charlesa Fredericka Wortha (pierwszy dom mody przy Rue de la Paix 7 w Paryżu - 1858) i Jacquesa Douceta (pierwszy salon - 1871).

Devanture du couturier Doucet (Béraud Jean, 1899).  Po lewej widoczny salon Douceta; źródło


Buty szyto na miarę u szewca, to samo tyczyło się innych rzeczy, które dzisiaj produkowane są maszynowo w wielkich fabrykach. Dawniej każdy z tych przedmiotów tworzony był przez wyspecjalizowanego rzemieślnika. Parasolnik tworzył parasole, modystka - kapelusze, czapnik - czapki, gorseciarka - gorsety, dziewiarz - dzianiny, stolarz - meble, zaś jubiler - biżuterię, przy czym wykonanie tej ostatniej zlecano rzadko (na częste zlecenia mogli sobie oczywiście pozwolić arystokraci). Dziś nosimy najczęściej sztuczną biżuterię, która w dawnych czasach (za wyjątkiem niektórych okresów w modzie) była przejawem złego gustu. Srebrne i złote naszyjniki, pierścionki, bransolety... a nawet ślubne obrączki najczęściej dziedziczono po babciach i matkach.
Rzemieślnicy swoje pracownie mieli ulokowane w mieście tak, że można było do nich wejść od strony ulicy (lub tylko pooglądać towar wystawiony w witrynie), podczas, gdy produkty, z których wyrabiano towar, dostarczano tylnym wejściem, od zaplecza sklepu. Podobne drobne przedmioty można też było nabyć na okazjonalnych jarmarkach lub u handlarza obwoźnego, który sam pukał do drzwi. Tu jednak trzeba było uważać. Każda z nas chyba pamięta niefortunne zakupy i farbowanie włosów Ani z Zielonego Wzgórza ;)

U szewca (Seweryn Bieszczad, 1884) i Czapnik - litografia Jana Feliksa Piwarskiego (1794-1859)


Skoro już jesteśmy przy włosach: fryzjer / koafiurzysta miał swój salon w mieście i można go było odwiedzić, podobnie, jak gorseciarkę i modystkę. Najbogatsi jednak zamawiali sobie domowe wizyty. Widać to dobrze w jednym z ostatnich monologów Anny Kareniny, w którym bohaterka, widząc zza szyby powozu salon, przypomina sobie, że czesze się u Tiutkina, mimo, iż na kartach powieści ani razu się do niego nie wybiera - to Tiutkin przychodzi do niej. Podobną wizytę fryzjera (zamówionego przez grupę kobiet - nauczycielek w belgijskiej szkole) możemy zaobserwować w Villette: koafiurzysta, który przybywa do szkoły przed uroczystością, potrafi wyczarować prawdziwe cuda z włosów nauczycielek. W XVIII wieku istniał jeszcze twórca peruk - balwierz, który z włosów (nierzadko pozyskiwanych od zmarłych - straszne!) zanurzanych w alkalicznych roztworach i utrwalanych w loki tworzył modne podówczas peruki. Najbiedniejsi korzystali z usług cyrulików lub (w wojsku) felczerów, którzy zajmowali się zarówno fryzjerstwem (bynajmniej nie estetycznym), jak i puszczaniem krwi oraz wyrywaniem zębów. Tego typu usługi często wykonywano publicznie, ku uciesze zgromadzonej gawiedzi, co na pewno nie było komfortowe dla klienta. Dobrze widać to w Nędznikach (klik! - jakość filmiku straszna, ale pewnie i tak go wkrótce wykasują. Te fragmenty nie mają niestety długiego życia na yt ;) )

U góry wnętrze legendarnego Crystal Palace, u dołu - Plac Tropikalny w katowickiej Silesia City Center (wiem, bieda, jak się tak porówna, ale jakieś tam podobieństwo jest, nie? ;) )

A co z centrami handlowymi, w których dzisiaj robimy większość zakupów? Zaskoczę Was - w 1851 roku, specjalnie na londyńską Wielką Wystawę wybudowano potężny Pałac Kryształowy z metalu i szkła. W środku rosły nawet drzewa, a pasażami galerii (nawet nazwy są te same!) spacerowali dziewiętnastowieczni i podziwiali osobliwości z całego świata. Co bogatsi nawet je kupowali (Fanny Thornton z Północy i Południa na tejże wystawie nabyła orientalną tapetę do swojego nowego domu) i nie było w tym nic dziwnego. Współcześni nam bogacze też przecież kupują dzieła sztuki (choćby w domach aukcyjnych) z taką łatwością, jak my - bułki w Biedronce :P
Im bliżej XX wieku, tym więcej podobnych budynków pojawiało się w miastach, aby pod sam koniec wieku XIX stać się ich stałym elementem. Spacery po takich miejscach (dziś powiedzielibyśmy: lansowanie się i window shopping) było podówczas bardzo modną rozrywką.

Ale to już zupełnie inna historia...


29 komentarzy:

  1. Bardzo przydatny wpis Porcelanko. :) Z tematem zakupów w XIX wieku spotkałam się po raz pierwszy pewnie tak jak każdy, w "Lalce". :) I bardzo miło wspominam tę książkę, podobnie jak "Pachnidło" - tutaj sklep z perfumami był opisany wręcz fascynująco.

    Co do XVIII-wiecznych fryzjerów - od razu na myśl przychodzi mi Leonard Marii Antoniny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślałam o Leonardzie, ale on to chyba nieco inna kategoria - był nadwornym fryzjerem MA, do tego jej przyjacielem i powiernikiem, więc jego zakres "obowiązków" znacznie wykraczał poza zwykłe fryzjerstwo (choć koafiury spod ręki Leonarda prezentują się bosko) ;)

      Usuń
  2. Świetny wpis, a najbardziej rozbawiło mnie ostatnie zdjęcie i porównanie Crystal Palace do Silesii - faktycznie, jest pewne - ale bardzo dalekie - podobieństwo. Ostatnio czytałam o targu bydlęcym w Londynie w końcu XIX wieku, na który sprowadzano setki świń, krów i wszelkiej zwierzyny, nieczystości spływały swobodnie pobliskimi uliczkami, a smród był nie do zniesienia. Przypomniałam sobie swój pobyt w Tunezji na takim targu - mięso, mimo upału, wisiało na hakach (kozie, ośle i krowie łby i wnętrzności, których nawet nie potrafiłam zlokalizować), króliki poupychane były w klatkach, a ptactwo trzepotało skrzydłami i kurzyło na wszystkie strony, a obok patroszono ryby. Zapach był nieziemski! :) Wtedy też zniszczyłam sobie ulubione wakacyjne buty, bo słomiana podeszwa nasiąkła tymi wszystkim pływającymi aromatami i nadawały się już tylko do wyrzucenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Crystal Palace i Silesii, aż chce się zacytować: "jakie życie, taki rap" :D

      Te targi w Tunezji muszą być niesamowite - tyle zapachów, kolorów, faktur, chętnie bym się na taki wybrała, choć tunezyjskie temperatury i groźba zniszczenia butów bardzo odstraszają :D

      Usuń
  3. Porcelanko, z przyjemnością to przeczytałam! :) Zawsze mnie ciekawił aspekt kupiecki w romansidłach - dlatego nieco tego systemu znałam, ale teraz wiem jeszcze więcej ;)
    Jedna poprawka: nie Christian Worth, tylko Charles Frederick Worth (i Jean Filippe, syn ;))
    A, i czy ja kiedyś wspominałam że mój pradziadek był właścicielem sklepu kolonialnego? ;D Teraz naprawdę już rozumiem czym się zajmował ;) Dzięki! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Świetnie :) Mój (jeden z) był szewcem, więc tylko czekam, aż obudzi się we mnie jego krew i wytworzę kolejne buty do kostiumów :D

      (Worth poprawiony. Dzięki, tak to jest, jak się pisze post po kawałku :P )

      Usuń
  4. Jaki fantastyczny wpis:) Poza tym zgadzam się z całkowicie - opis w Pachnidle jest tak niesamowicie plastyczny, że z człowiek żałuje że nie może tego tak naprawdę dotknąć. I jakby nie patrzeć, window shopping to nadal bardzo modna rozrywka;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Ten fragment aż kusi do tego, by na chwilę zamienić się miejscami z Grenouille`m i wypróbować wszystko, co jest tam powymieniane ;)
      Window shopping sama swego czasu często robiłam :P

      Usuń
  5. Bardzo to ciekawe, co piszesz...
    Najbardziej chyba chciałabym przenieść się w czasie i przestrzeni (przejść do tej literackiej) i wejść do sklepu Wokulskiego. Tam, gdzie po rękawiczki przyjeżdżała Izabela Łęcka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rękawiczki w rozmiarze 5 i 3/4 ;) W Podróży Sentymentalnej bohater też kupuje właśnie rękawiczki, widać pisarze upodobali sobie ten motyw :)

      Usuń
  6. Interesujący post. :) A ja omawiam teraz Lalkę [której nie przeczytałam...] i niewiele mówimy o zwyczajach matura goni, ciągle tylko przeżycia postaci. Meh. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak: "Wokulski - romantyk, czy pozytywista", "obraz społeczeństwa w Lalce", "naturalizm i realizm w Lalce" --> ach, ta szkoła :D
      Choć, jak by nie było, u mnie szał na dawne czasy zaczął się (między innymi) na lekcjach polskiego ;)

      Usuń
    2. Toż to moje tematy w zeszycie! xD U mnie po obejrzeniu jakiegoś romansu, to chyba była rozważna i romantyczna. ;)

      Usuń
    3. He he :D
      Filmy też dużo dają, choć mnie (zanim zaczęłam się tym interesować) RiR długi czas kojarzyła się wyłącznie z "czasami, gdy nosili te dziwne czapki" :D

      Usuń
  7. Fantastyczny post! Czytanie - sama przyjemność :) Eh, chciałbym zwiedzić na przykład dziewiętnastowieczne, paryskie Hale ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogliby kiedyś zrekonstruować te dawne sklepy. Zakupy, a nawet spacer w takim miejscu byłyby na pewno niezapomniane :)

      Usuń
  8. Niesamowity post! Uwielbiam czytać Twoje wpisy;) Zawsze czuć ogromne zaangażowanie pisarskie i tyle nowego można się dowiedzieć nie tylko z zakresu mody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Piszę mniej więcej tak, jak mówię - może to dlatego, no i fajnie, że tego typu posty się Wam podobają :)

      Usuń
  9. Bardzo przydatny post. Popieram Jaroslava- czuć zaangażowanie autora. Sama przyjemność śledzić nowe wpisy! ( Twoje włosy są przśliczne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Cieszę się, że blog Ci się spodobał, no i mam nadzieję, że zagościsz u mnie na dłużej ;)

      Usuń
  10. Ja bym dołożyła jeszcze serial Wszystko dla Pan jak i ksiażkę. A gdzieś znalazłam ryciny przedstawiającą przekroj domu towarowego chyba to byly dawne numery Der Bazarr. Jak dla mnie wnetrza z tamtego okresu (chyba lata 1870 -80) są bardzo ciemne i ponure.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieści francuskie (Zola, Balzac, Hugo... ) są u mnie wciąż na liście "do przeczytania". Czekam tylko na odpowiedni nastrój :)
      Tak, są, z resztą zewnętrzna strona miasta, dym, kominy fabryczne... wszystko jest mocno przytłaczające... Będę musiała kiedyś poszukać tych rycin ;)

      Usuń
  11. Bardzo ciekawy post. :) Przypomniał mi się serial, pokazujący właśnie taki sklep w XIX w. The Paradise, zdaje się właśnie na podstawie powieści Zoli "Wszystko dla pań". No i mam ochotę znowu przeczytać "Pachnidło", w sumie można o tej książce napisać nowy post na moją nową stronę.... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to teraz będę musiała zabrać się za literaturę francuską, jak nic! A potem seriale :D
      O, świetnie by było :) A Pachnidło przecież krótkie, ma chyba tylko 200 stron :)

      Usuń