Było wpół do drugiej, jak przekroczyłam próg domu. Noc była jasna i ciepła - doskonała na bal, z którego właśnie, po ponad dwóch godzinach podróży wróciłam.
My jak w "Dumie i Uprzedzeniu" |
Gdy, po małych kłopotach z dojazdem (krakowska komunikacja miejska ma bardzo dziwnie porozmieszczane przystanki), wraz z panną Wrońską w końcu znalazłyśmy się w Parku Decjusza, było jeszcze wcześnie - bal zaczynał się dopiero o wpół do siódmej. Co prawda na popołudniowe spotkania podobno w dobrym tonie jest się trochę spóźnić, ale na pewno nie wtedy, gdy ma się karnecik balowy do wypełnienia, kostium do założenia i włosy do zaczesania. Gdy, klucząc po parku, tylnym wejściem "dla służby" dotarłyśmy do Villi Decius, naszym oczom ukazał się jej piękny, dostojny budynek i mnóstwo osób z różnych epok, spacerujących sobie przed pałacem. Z jednego z parterowych okien wkrótce wyłoniła się postać w sukni Marii Walewskiej (Caeruleus Berolinensis) i zawołała nas do siebie. Dziewczęta już się przebierały, a my ochoczo do nich dołączyłyśmy.
Po kilku chwilach spędzonych wśród wstążek, halek i rozłożystych trenów, które trzeba było podpiąć, wyszłyśmy każda w swojej epoce przed pałac. Krótko przyjrzałyśmy się strojom innych przybyłych na bal, w tłumie dostrzegłyśmy kilku naszych znajomych z Krynoliny, internetowych salonów i wcześniejszych spotkań, ale nie było czasu na dłuższe pogawędki, bo właśnie rozdano karnety balowe, które czym prędzej trzeba było wypełnić, aby mieć z kim tańczyć. Co jakiś czas któraś z nas podbiegała i podekscytowana chwaliła się karnetowymi podbojami.
Niedługo później bal otworzył oficjalny polonez, po którym nastąpiły tańce, a wraz z nimi całe mnóstwo podskoków, obrotów, znanych i nieznanych figur, pomyłek celowych (która z Was zmieniła w trakcie tańca rolę z męskiej na żeńską? :D ) i tych niekoniecznie, oraz uwag wymienianych jednym tchem ze znajomym, z którym akurat chwilowo zbliżył nas układ taneczny. Plotkowanie na balu jest, z pewnych względów dość niebezpieczne, ale żadne niebezpieczeństwa nie mogły przezwyciężyć w nas chęci żywiołowego komentowania wszystkiego tu i teraz.
Pomiędzy tańcami spacerowałyśmy po renesansowych schodach pałacu lub któraś z nas szybko porywała inną na stronę, by podzielić się świeżo zasłyszanym żarcikiem lub właśnie ułożonym bon motem. Znalazła się też chwilka na zjedzenie kanapki lub papierówki, które w wiklinowym koszu tylko na to czekały (mocno zasznurowany gorset niestety nie chroni od głodu)... choć była to tylko chwilka, bo zaraz okazywało się, że właśnie zaczyna się umówiony taniec z panem X, na który absolutnie nie można się spóźnić. Której z nas nie zdarzyło się biec do tańca z pełnymi ustami? (no dobrze, przyznam się, że to o mnie. I za każdym razem, jak to robiłam, przypominała mi się pewna scena z The way we live now, której Wam teraz nie podlinkuję, bo youtube usunęło serial ;_; ).
Przy tak żywiołowych tańcach i zabawach trudno było zachować spokój i powagę dystyngwowanej panny tuż po ukończeniu pensji, szczególnie, gdy okazywało się nagle, że wypadł nam walc z dżentelmenem w stroju pana Darcy, a chwilę później inny równie olśniewający fashionable porwał nas do tańca zgodnie z zasadą obowiązującą w zabawie. Jak cudownie i śmiesznie zarazem było wirować w parze! A może to my staliśmy w miejscu, a świat wokół kręcił się jak magiczne wrzeciono, zaklinając czas dwieście lat wstecz?
Mimo letniej pory, ściemniło się szybko. Wyniesiono światła, a my tańczyliśmy dalej, nie czując zmęczenia, ani parnego, wilgotnego powietrza, opadającego jak woalka i rozsnuwającego przed nami noc. Wybiła dziesiąta. Tańce zakończono i wielu gości zaczęło opuszczać pałac, by zniknąć w mrocznej głębi otaczającego parku. I ja również musiałam się pożegnać. O jedenastej czar pryskał i trzeba było koniecznie znaleźć się w autobusie mknącym w stronę przemysłowych Katowic. W trakcie szalonego biegu za miejskim automobilem (który akurat jechał w inną stronę. Fail.), a następnie długiej podróży był czas, by rozpleść koafiurę, pożegnać się z balową biżuterią i pantofelkami.
Następnego dnia obudziłam się już jako współczesny kopciuszek i choć oblane jasnym, południowym światłem: prawie przetańczone baletki i lekka suknia rzucona w nieładzie, a na niej balowy karnecik były już tylko wspomnieniem tej nocy, stanowiły przecież zapowiedź wielu kolejnych bali, wielu innych epok i innych historii do przeżycia