Z dawnymi receptami już tak bywa, że nie zawsze się udają - dziś czas na kolejnego osiemnastowiecznego potworka.
Przepis pochodzi z tej samej książki, co poprzedni - The toilet of Flora... Ciekawe, czy recepty z innych działów są tak samo przerażające, czy jednak sprawdzają się lepiej. To, co okazało się potworem z głębin, w teorii miało być kulą do kąpieli:
Doskonała kula do kąpieli dla pięknej skóry
"Weź dwie uncje Weneckiego Mydła; rozpuść je w dwóch uncjach soku z cytryny, uncji olejku z gorzkich migdałów i tej samej ilości potażu. Połącz wszystko i mieszaj do uzyskania konsystencji gęstej pasty."
Brzmi łatwo i przyjemnie, kusi obietnicą kąpieli w stylu Marii Antoniny (z jej czasów z resztą pochodzi przepis) w pachnącej, musującej wodzie - któż by się opierał? ;)
Przygotowałam składniki:
- 56 gramów mydła o prostym składzie,
- 56 gramów soku z cytryny,
- 28 gramów oleju z migdałów,
- 28 gramów sody.
Z tego, co czytałam wcześniej, kula powinna się udać, bo połączenie sody z sokiem / kwaskiem cytrynowym stosuje się właśnie w produkcji tego typu szumiących dodatków do kąpieli, wszystko jednak zależy od proporcji składników, dlatego też postanowiłam na prawdę ortodoksyjnie podejść do przepisu. Skoro w 1784 się udawało, to dlaczego dziś miałoby być inaczej?
- Zmieszałam mydło z sokiem cytrynowym - rozpuściło się bardzo ładnie.
- Dodałam olej.
- Ostrożnie połączyłam wszystko z sodą...
- ...i gdzie ta gęsta pasta?!
Wnioskując z przepisu, mikstura powinna być na tyle gęsta, żeby móc uformować z niej kule, tymczasem po wykonaniu wszystkich koniecznych czynności otrzymałam coś, co wyglądało... nie najlepiej.
Zmieniłam proporcje, dodałam tego i owego, żeby zagęścić mieszaninę, ale było coraz gorzej i gorzej. Kraken ożył, zaczął groźnie syczeć i... rosnąć! Bałam się, że zechce wyjść na spacer i pozwiedzać moją kuchnię :D W końcu postanowiłam wypróbować i tak tego potworka, przezornie zanurzając w wodzie trochę mikstury i jedną dłoń :D
Ciekawi doznań? Potwór z głębin zaatakował szybko i tak skutecznie mnie oblepił, że poczułam się jak Jack Sparrow pod koniec Skrzyni umarlaka. W przeciwieństwie do słynnego pirata, nie miałam jednak ochoty na kontynuowanie lepkiej znajomości i odesłałam Krakena tam, gdzie jego miejsce - do kanału :D
Co dalej?
Oczywiście jest mi żal składników (szczególnie oleju z migdałów) i dlatego też eksperymentalne porcje zawsze są mniejsze... Ale z drugiej strony nie wiem, na jaką bestyjkę mogę jeszcze trafić, jeśli zechcę kontynuować wykonywanie recept z tej książki.
Ostatecznie postanowiłam wypróbować jeszcze jeden przepis z innego działu i jeśli on też okaże się zły, zrezygnuję i przerzucę się na inne "dzieła sztuki kosmetyczno-lekarskiej" (a w zapasie mam jeszcze 3 :) ).
Bądź co bądź tego przepisu nie polecam, chyba, że któraś z Was chciałaby poczęstować kąpielą z Krakenem w środku swojego wroga ;>