Każdy od czegoś zaczynał, prawda? A ponieważ na blogu jeszcze o tym
nie pisałam, dziś podzielę się z Wami moją wzruszającą drogą od
historycznego nieogara do w miarę ogarniętej osóbki (przed którą wciąż
długa droga). Chusteczki gotowe? :D
Cała historia tak
serio (nie licząc jakichś drobnych przebłysków we wczesnej młodości)
zaczęła się jesienią 2007 roku. Był koniec wakacji, miała być
matura, nudziłam się. Młodszy brat właśnie wyrastał z fascynacji
średniowieczem, więc skończyły się wyjazdy na pokazy średniowiecznego
reko, a jako psychofanka twórczości Tolkiena (którą przez wiele lat
byłam) osiągnęłam już wszystko, co było wtedy możliwe. Nudziłam się.
Potrzebowałam czegoś nowego, fascynującego; czegoś co skutecznie
odciągnie mnie od nauki do matury i sprawi, że stracę rozum. I tak
pewnego dnia trafiłam na filmy kostiumowe. Nie, nie, żaden tam pan
Darcy! Royal Navy! Najpierw jeszcze osiemnastowieczna, później (trochę z
braku laku :P ) w czasach napoleońskich. Wpadłam na amen, kochałam się w
oficerach marynarki i pisałam o nich tragiczne, ociekające pensjonarską
naiwnością, słodyczą i błędami merytorycznymi opowiadania (,,Och, piękna
Klementyno! Umieram, ale pamiętaj, że zawsze cię kochałem </3").
Nie marynarka, ale i tak bulwers :D |
Wzdychałam całymi dniami do Nelsona, a strony w pewnym albumie należącym
do mojego brata poświęcone HMS Victory były już całkiem wyrobione i zalane łzami (no ok, nie przesadzajmy). Dni mijały, maturę zdałam (to uczucie, gdy nauczyciel pyta o znaczenie słowa fan i cała klasa odpowiada wentylator, a tylko ty wachlarz :,D
), a długie wakacje postanowiłam poświęcić na zgłębianie tej
nowo poznanej, jakże intrygującej ścieżki życia. W końcu bohaterki moich
opowiadań, żyjąc na początku XIX wieku nie mogły stale biegać w
czarnych krynolinach z mantylami i kornetem na głowie (Boli. Boli tak
bardzo ;_; )
Niestety, nie miałam wtedy
dostępu do tych wszystkich fajnych bibliotek, z których teraz korzystam,
a w sieci było bardzo biednie, jeśli chodzi o źródła. Nie znałam wielu
przydatnych stron. Pinterest (aka błogosławieństwo riserczu wszelkiego)
jeszcze nie istniał, tak jak i wiele innych tego typu stron. Z
digitalizacją zbiorów muzealnych też było wtedy słabo, blogi kostiumowe
(nawet te zagraniczne - słynna American Duchess blogowanie zaczęła
dopiero w 2009, a więc rok później [dla ciekawskich: jej pierwszy wpis na blogu
^^ ]), z których mogłabym dowiedzieć się o zagranicznych muzeach i ich
zbiorach miały dopiero powstać. Próżnia. Pustka. Co więc mogła zrobić
nastolatka, która jeszcze nie zaczęła studiować, a więc nie wiedziała,
jak i gdzie szukać, a także, jak oceniać przydatność zdobytych
informacji? Mogła skorzystać z tego, co było pod ręką - a więc
przeczytać wszystkie dostępne w szkolnej bibliotece (po zakończeniu
szkoły, ale miałam fory, więc mogłam ;) ) powieści Jane Austen oraz
wydać wszystkie posiadane ówcześnie pieniądze na filmy kostiumowe (tak,
oglądania filmów w internecie też jeszcze nie było. Ale bieda! :D ). I
tak, wraz z Rozważną i Romantyczną, Dumą i Uprzedzeniem i Wichrowymi Wzgórzami (ich akcja dzieje się w sumie pod koniec XVIII wieku, więc
nawet trafiłam ;) ) oraz filmami (Perswazje i Północ i Południe - przez
swoją bezmyślność pomyliłam wiktoriańskie PiP z początkiem wieku :P )
wyjechałam na wieś.
źródło |
Wtedy też zaczęła się
moja ogromna niechęć do narracji Austen. Te powieści były dla mnie za
suche, zbyt mało było tam soczystych opisów strojów, życia codziennego,
wewnętrznych przeżyć i myśli bohaterów... Lepiej w tej kwestii było z filmami. Co
prawda Północ i Południe
było wtedy dla mnie jeszcze zbyt poważne i choć pan Thornton przyprawił
nastoletnie serduszko o palpitacje, treść filmu pozostała jednak poza
zasięgiem nastoletniego mózgu. Prawdę powiedziawszy prawdziwy szał i
Thorntonmanię (to do dziś mój ideał ideałów <3 ) wzbudziła dopiero w
zeszłym roku lektura powieści i pochłanianie wszystkiego, co się z nią
wiąże (w sumie, to do dziś jestem Wam winna jeden post, szukam tylko dla
niego stosownej formy). Zamówiłam wtedy moją krynolinę, zrobiłam poniższe zdjęcie, no, z resztą pewnie pamiętacie ;)
Natomiast
co do reszty filmów (tych austenowych), żaden pan Darcy nie pokonał mej
miłości dla żołnierzy. I to żołnierzy ogółem, bo to na nich przeszła
moja miłość do marynarki. Kilka lat podobnego życia (i czytania) później
postanowiłam założyć bloga, by nie zadręczać już moich znajomych
gadaniem o dawnym życiu (haha, i tak nadal to robię ;) ). Początkowo
były to wciąż lata 1770 (dla strojów, bo przedstawione w filmach
empirki, w przeciwieństwie do tego, jak było naprawdę, były bardzo
nijakie i przez to aż do niedawna nie przepadałam za damską modą tego okresu)-1830, jednak z każdą kolejną interesującą książką zakres
zainteresowań poszerzał się w XIX wiek, a zawężał w XVIII. Resztę już
chyba znacie, a jak nie - możecie przejrzeć archiwum bloga w pasku po
lewej :)
Teraz bloguję głównie w zakresie lat 1780-1880, lecz serce
(i fundusze) poświęcam zazwyczaj dwóm epokom: napoleońskiej
(żołnierze!) i krynolinowej (Thornton!). Ale to już właściwie początek innej historii, którą może kiedyś Wam opowiem ;)
Śledzę Twojego bloga już od jakiegoś czasu i naprawdę świetnie było dowiedzieć się, skąd u Ciebie wzięła się ta historyczna pasja, a myślę, że całkiem oryginalnie. Ba, bardzo oryginalnie, skoro od marynarki się zaczęło. ;3
OdpowiedzUsuńA tak się zastanawiałam, czy pisać ten post, czy nie :D
UsuńW sumie "zagranico" marynarka była wtedy nawet w modzie. Pamiętam stronę z różnymi zabawnymi obrazkami, filmikami itp. o Royal Navy właśnie. Szkoda tylko, że zapomniałam jej adres (pewnie i tak już nie istnieje ;) )
Ach, jak ja rozumiem i podzielam Twoją miłość do żołnierzy! Nie ma nic lepszego i bardziej oddziałującego na wyobraźnię niż przystojny pan w mundurze. <3
OdpowiedzUsuńStała, ale zazwyczaj milcząca czytelniczka
O tak, żołnierzaki-przystojniaki zawsze na propsie! <3 :D
UsuńFascynująca opowieść :DD
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji Północy i południa postanowiłam ją przeczytać, choć wierz mi, że niewiele czytam i zawsze jest to kłopotem :)
Hehehe ja też mam brata który interesuje się średniowieczem (bitwy, walki itp.) a swego czasu zamęczał mnie ciągłym puszczaniem soundtracków i oglądaniem rozszerzonych wersji z Władcy pierścieni.
O, ciekawe, czy Ci się spodoba? :)
UsuńZ moim to było trochę na odwrót: ja go zaraziłam Władcą, potem przeszło mu na średniowiecze, więc jeździliśmy na te wszystkie reko, a potem poszedł do gimnazjum ;_; Choć w sumie załapał się jeszcze na początki mojego szału napoleońskiego - robił sobie kostium Bonapartego z bicornem z poduszki i peleryną (WTF) z koca :,D
Super post! :) Bardzo lubię czytać takie wpisy z gatunku ,,jak to się zaczeło?” :)
OdpowiedzUsuńTo ciekawe jak np. filmy kostiumowe i jak to było o Ciebie – żołnierze mogą doprowadzic nas do odkrycia nowej pasji, czegoś zupełnie nowego. Na początku nie zdajemy sobie sprawy z tego, co odkryliśmy i dopiero po jakimś czasie, gdy zgłębiamy się w to hobby, to coraz bardziej nas ono pochłania. W tym przypadku chodzi o zainteresowanie życiem w XIX wieku.
U mnie wszystko zaczęło się od samych kostiumów. W lecie 2013 roku oglądnęłam film kostiumowy Sissi z 2009r. i zakochałam się w krynolinach <3 Nie wiedziałam wtedy o nich praktycznie nic. Zaczełam szukać zdjęć sukienek w internecie, natrafiłam na obrazy Winterhaltera, które bardzo mi się spodobały. I tyle. Nie wiedziałam co z tym dalej zrobić, podobały mi się stroje i kropka. Tak ,,przesiedziałam” kilka miesięcy, natomiast w maju zeszłego roku (nie wiedzieć czemu, widocznie ta ,,ukryta” jeszcze miłość do XIX wieku dała o sobie znać) zaczęłam znów intensywnie przeszukiwać internet w poszukiwaniu zdjęc krynolin i jakiś informacji o nich. I tak oto natrafiłam na Twojego bloga. To dzięki niemu odkryłam tą wspaniałą pasję, jaką jest XIX wiek. Dziękuję Ci! :) Potem weszłam na stronę grupy Krynolina i zaczęłam czytać inne kostiumowe blogi. Następnie także zagraniczne. To właśnie stroje doprowadziły mnie do tego, że zaczęłam interesować się w ogóle życiem w tamtych czasach.
I tak oto jestem, tu gdzie jestem, ale wiem, że nie wyobrażam sobie już życia bez XIX wieku :)
A tak w ogóle to już będzie rok odkąd odnalazłam to cudowne hobby, trzeba to będzie jakoś uczcić :D
"Na początku nie zdajemy sobie sprawy z tego, co odkryliśmy i dopiero po jakimś czasie, gdy zgłębiamy się w to hobby, to coraz bardziej nas ono pochłania." - Tak! Właśnie tak to jest! I fajnie jest się czasem cofnąć myślami do tej chwili, gdy to wszystko było jeszcze nieznane i do odkrycia :)
UsuńOjej, bardzo mi miło! Krynoliny i Winterhalter to jest to! Szkoda tylko, że tyle materiału na nie potrzeba, bo gdyby te ilości nie generowały takich kosztów, miałabym ich już kilka <3
Rok zawsze można uczcić dziewiętnastowiecznym menu i rozrywkami - czytanie i oglądanie filmów kostiumowych, szycie, tańce przez cały dzień! :D
ciekawe są początki, bardzo miło, że opublikowałaś swoje. Każdy pasjonat kiedyś odkrył drzemiącą w sobie pasję i naprawde jest to interesujące jak kto dał się zauroczyć. Ja od zauroczenia Marią Antoniną ;)
OdpowiedzUsuńLudwik A
Tak właśnie przypuszczałam ;) A co najbardziej zaintrygowało Cię w MA?
Usuństroje - damskie i męskie - uwielbiam przesadę i przepych, nawet gdy nie wiążę się to z wygodą (barok też jest dobry) a poza tym dystynkcja królowej (Copolla zepsuła jej prawdziwy wizerunek)
UsuńLudwik A
Maria Antonina to już właściwie zmierzch przesady i przepychu ;)
Usuń"Urzekła mnie Twoja historia" :) Nie no, fajnie się czyta. Ja w tamtym czasie przeżywałam fascynację epoką wiktoriańską i najbardziej lubiłam przesiadywać na szczycie schodów w koszuli nocnej i opatulona chustą (którą zresztą mam do dziś), bo wydawało mi się to takie zgodne z "duchem epoki". Eh, młodość.
OdpowiedzUsuńHa, też opatulałam się chustą! To jest chyba najbardziej multiepokowy kostium ever :D
UsuńBardzo miło jak zwykle tu poczytać, ciekawi mnie że te Pinteresty są tak od niedawna... myślałam że od wieków, ale to fakt, jak ja się interesowałam rycerzami, to tylko jedna czy dwie biblioteki w necie były dostępne :) Chyba z Nowego Jorku i Chin. Miło poczytać o Twoich początkach, a przy okazji powspominać własne :P Oby przyszłość była tylko lepsza, tego życzę :)
OdpowiedzUsuńPinterest jest dopiero od 2010 :P
UsuńNo, pamiętam, jak jeździłam obserwować te reko średniowieczne i podziwiałam ich za to, jak dokładnie wszystko robią, a nawet przez myśl mi nie przeszło, skąd mogą brać do tego źródła :D
Za mundurem...wiadomo! Dziękuję za post! Teraz próbuję poskładać sobie jak to u mnie było..mam wrażenie, że od dzieciństwa miałam upodobanie do wszystkiego, co było kiedyś i chyba nie wyrosłam jeszcze z chęci ,,bycia księżniczką"..
OdpowiedzUsuńChyba żadna z nas nie wyrosła z tej chęci ;)
UsuńHahaha Focia z Rysiem wymiata :D Pani E.G. jest bezbłędna. Jej Północ i Południe jest jedną z moich ulubionych powieści (śliczne niedawne wydania z Angielskiego Ogrodu sprawiły, że w ostatnim miesiącu sięgnęłam ponownie, bo uznałam, że sobie zrobię taką różyczkową kolekcję ;)). Ciekawe początki, spodziewałam się raczej tej Jane A. i zachwytu nad Marią Antoniną. I nie wiem czemu (nie obraź się, to raczej komplement ze względu na posiadaną przez Ciebie wiedzę i miejsce jej wyrazu jakim jest ten blog) myślałam, że jesteś starsza ;)
OdpowiedzUsuńNoo, robiłam ją chyba całe przedpołudnie :D A PiP jest genialne, uwielbiam <3 i cieszę się, że też jesteś jego fanką ;)
UsuńBo w fazie na MA i JA założyłam bloga, może dlatego :P
Starsza? D:
Teraz widzę jak okropnie te dwa ostatnie zdania zagrały o drugiej w nocy ;) Starsza w sensie, że raczej bliżej mojej metryki - w 2007 byłam już na ostatnim roku pierwszych magisterskich. Znam wiele osób w przedziale wiekowym między 18 a 30 i Twój styl wypowiedzi oraz zasób wiedzy prezentowany na tym blogu zawsze pasował mi do kogoś już po studiach. Dopiero w tym momencie do mnie dociera jak ja nadal myślę o sobie, że jestem "zaraz po studiach", nawet jeśli kręcę doktoraty :D i nie zdaję sobie sprawy z tego, że dzisiejsi 25 czy 26 latkowie też są zaraz po.
UsuńZ tą Jane i MA to też zabrzmiało okropnie :p Chodziło mi chyba właśnie głównie o to, że to nadal, od ładnych paru lat bardzo popularny punkt odniesienia i w sumie bardzo Jane lubię :D
Skoro jesteśmy przy wspomnieniach - przy okazji chciałam napisać, że często tu zaglądam, ale rzadko się odzywam, jak, z tego, co widzę, parę innych osób. Może to dobry moment, żeby zaznaczyć, że bardzo się cieszę, że są takie polskie blogi jak Twój. Chociaż sama nie kostiumuję, to ileś tam lat temu narzekałam, że u nas nie ma zbyt wielu blogerów tego typu i trzeba zaglądać na zagraniczne ;) Nie było Pinterestu i pamiętam porządkowanie notatek z historii stroju bez tego pożytecznego narzędzia, gdzie w jednym miejscu można zajrzeć naraz do zbiorów dziesięciu muzeów. Dostęp do materiałów archiwalnych online był nikły, dziś można sobie swobodnie czytać księgi w dowolnym języku z oryginalnymi ilustracjami i to jest takie piękne! Nigdy XIX wiek nie był taki śliczny jak w drugiej dekadzie XXI :D
To pisałam ja, Absynt
Serio? :O No to Ty zawsze wydawałaś mi się młodsza :D
UsuńJane i MA to już chyba takie trochę ikony obu epok. Mówi się "w czasach Jane Austen" i od razu wiadomo, że chodzi mniej więcej o pierwsze 20 lat XIX wieku. Jej książki są lekkie, przyjemne i nieskomplikowane i może dlatego to właśnie ona stała się dla nas dzisiaj synonimem czasów, w których żyła?
10/10 :D Nawet nie wyobrażam sobie robienia "riserczów" bez internetu, tablic na pinie i wszelakich folderów. Bez tego porządkowanie, zmiany, a przede wszystkim poszukiwanie zajęłyby wieki! :O A jednak w XIX wieku tak właśnie pracowali i albo byli lepiej zorganizowani, albo to ich życie toczyło się wolniej, bo nieraz dawali sobie radę bez internetu lepiej, niż my z jego pomocą :D
U mnie też zaczęło się od filmów kostiumowych - Klub Porywaczy, ofkors Titanic i uwaga: Jeździec bez głowy ;D. Maiłam obsesje na punkcie gorsetów, potem antyków (tzn tylko mebli), potem historii sztuki, potem historii mody, a teraz studiuję historię i mam nadzieję pisać magisterkę o modzie belle epoque. Pobożne życzenia...
OdpowiedzUsuńHistoria sztuki, mody i gorsety są w sumie do przewidzenia, ale... antyki? To dopiero oryginalnie! Interesowałaś się nimi teoretycznie, czy urządzałaś wnętrza? :)
UsuńPierwszy raz widziałam "Północ i Południe" w drugiej liceum i podobnie jak Ty, byłam zachwycona głównie panem Thorntonem oraz wątkiem romansowym. :D I też tak samo, dopiero po przeczytaniu książki (pamiętam, że czytałyśmy nawet w tym samym czasie :D) i chyba czterech dodatkowych seansach N&S, które przewinęły się przez ten czas, który minął od pierwszego obejrzenia, w pełni zrozumiałam i doceniłam ten serial.
OdpowiedzUsuńOgólnie super post, oby więcej takich. :)
Bo to jest w rzeczywistości dość mroczna książka, a wątek romansowy tylko ją osładza ;) Gdybym miała teraz więcej czasu, przeczytałabym ją jeszcze kilka razy <3
UsuńJak widać każdy gdzieś zaczynał :) W sumie nieważne gdzie, ważne jak daleko doszliśmy, prawda?
OdpowiedzUsuńTak, a droga do celu jest nawet lepsza, niż on sam ;)
UsuńKiedyś tak próbowałam sobie przypomnieć, kiedy to u mnie się zaczęło, ale bez powodzenia. Ponoć Łańcut "zwiedzałam" jako pulpet, który jeszcze nie potrafił chodzić, więc to chyba "wina" rodziców. Potem były inne muzea, zamki, filmy. Potem fakultet historyczny, jakieś rozmyślanie o archeologii i konserwacji zabytków. Potem poszłam zupełnie inną drogą.... Ale pierwsza strona WWW jaką zrobiłam, ucząc się robienia stron, była o zamkach. Więc ostatecznie, chyba teraz wracam do korzeni.
OdpowiedzUsuń