Dzisiaj trochę o ideale pięknych, dziewiętnastowiecznych dłoni z dawnych obrazów i odkrytym niedawno sekrecie manicure`u z filmów kostiumowych.
Moje łapsko w takim towarzystwie to raczej żart. Trzeba było nie zmywać bez rękawiczek ;___; Źródła: 1, 2, 3 |
Za każdym razem, gdy oglądam dawne portrety, moją uwagę, oprócz pięknych sukni, pejzażowego tła, wyrafinowanego ułożenia modelki i samej namalowanej postaci, zwracają idealne dłonie portretowanych osób. Wszystkie, chyba bez wyjątku, rączki są doskonale ukształtowane i ułożone tak, by dodatkowo podkreślić ich delikatność. Można by z pewnością nabawić się kompleksów, gdyby nie niezwykłe podobieństwo tych dłoni...
...za które odpowiedzialny był dziewiętnastowieczny photoshop, zwany akademizmem i zainstalowany w oczach artysty :) Idealne dłonie damskie w XIX wieku miały być drobne, białe, pulchne (bez odznaczających się żyłek i kostek), a jednocześnie smukłe, o długich, jakby toczonych z gładkiego marmuru palcach. Ich opuszki były delikatne i różowe, a paznokcie podłużne, zakończone półokrągło, nie krótsze (ani dłuższe) niż koniec palca; lśniące i zaróżowione.
Oczywiście tylko niektóre kobiety mogą (i mogły) poszczycić się takimi dłońmi. Te, które miały brzydsze ręce, chowały je w rękawiczkach, jak słynna piękność lat 30. Maria Wodzińska, a na obrazach zdawały się na wyczucie malarza, jak królowa Wiktoria, która podobno miała dłonie raczej szerokie, o krótkich palcach, a na portrecie Winterhaltera - idealne:
Na pierwszym obrazku dłonie królowej Wiktorii "stworzone" przez Winterhaltera. Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7 |
Podobny ideał dłoni jest dla nas raczej nieosiągalny (tym bardziej, że w przeciwieństwie do ówczesnych arystokratek, często pracujemy dłońmi i sprzątamy dom, co jak to określano w XIX wieku "deformuje dłonie"), dlatego przygotowując się do kolejnego spotkania kostiumowego, warto podpatrzeć, jak z tym problemem radzą sobie w filmach kostiumowych.
Doskonałym przykładem będą tu filmy Wrighta, który upodobał sobie zbliżenia dłoni bohaterów:
źródło |
źródło |
źródło |
źródło |
źródło |
Najwięcej takich ujęć jest chyba w najnowszej Annie Kareninie. Dające mocny blask światło zastosowane w filmie, dodatkowo podkreśla wypielęgnowane dłonie aktorów i... błyszczące paznokcie. Długi czas zastanawiałam się, co to za lakier i sama próbowałam różnych kombinacji, aby uzyskać taki efekt. Niestety, ani mleczne róże, ani różane, półprzezroczyste róże, ani (tym bardziej!) kryjące róże, ani nawet bardzo cienka warstewka zwykłego, bezbarwnego lakieru nie dawała takiego, ani nawet choćby zbliżonego efektu.
Dziewiętnastowieczne sposoby pielęgnacji: mazidło i pocieranie plasterkami cytryny (sposób Mme Bovary) też nie pomagały. Efekt był, ale tylko na chwilę, a trudno podejmować normalne, życiowe aktywności z palcami tłustymi od olejku lub mokrymi od cytryny ;)
Daniela Denby-Ashe (Margaret z Północy i Południa) ma szczęście mieć idealne, dziewiętnastowieczne dłonie *_* źródło |
I wtedy, zupełnie przez przypadek odkryłam dokładnie ten sposób!
Wszystko zaczęło się w lutym, gdy po dwóch miesiącach dość ciężkiej dla dłoni pracy bez ochrony w postaci materiałowych rękawiczek (pracodawca je zapewnia, tylko ja, głupia, nie korzystałam :/ ), bardzo zniszczyłam moje z natury słabe paznokcie. Ich stan był tragiczny już nie tylko ze względów estetycznych (na Balu Arsenału i w teatrze, sposobem panny Wodzińskiej, miałam rękawiczki :D ). Paznokcie były tak rozdwojone i przez to cienkie, że chwycenie zwykłej szpilki kończyło się wyginaniem ich na drugą stronę i bólem. Do tego łamały się, pękały i to na części przyrośniętej do skóry (nawet nie myślałam, by w takim stanie pozwolić im urosnąć choć trochę ponad skórę), po czym pęknięcie zadzierało się i haczyło o wszystko nawet podczas ubierania się, czesania czy innej zwykłej czynności. I oczywiście bolało.
Nigdy wcześniej nie miałam paznokci w tak złym stanie i może dlatego żaden ze znanych mi sposobów na wzmocnienie nie zadziałał. W końcu zdecydowałam się na serię zabiegów japońskiego manicure i to było to! Teraz stan moich paznokci jest o niebo lepszy, a przy okazji odkryłam, co jest przyczyną dobrego wyglądu dłoni bohaterek (i bohaterów - widziałyście dłonie Wrońskiego? :D ) filmów kostiumowych :)
Paznokcie po zabiegu wyglądają identycznie, jak te
na filmach, a w dodatku mają cechy idealnych paznokci
dziewiętnastowiecznych. Są lśniące i lekko zaróżowione, a przy tym nie
ma na nich żadnej widocznej, sztucznej warstwy. Sam zabieg jest też bardziej historyczny niż lakiery (ma podobno 400 lat, a jeśli weźmiemy od uwagę zamiłowanie dziewiętnastowiecznych do orientalizmu... ;) ). Polega on na wcieraniu w paznokcie dwiema specjalnymi polerkami dwóch past: zielonej, zawierającej witaminy A i E, krzemionkę z Morza Japońskiego, pyłek pszczeli i keratynę, oraz różowej - pudru nadającego blask i delikatną, różową poświatę. Sam zabieg kosztuje 30-40 zł i myślę, że może być świetnym rozwiązaniem dla tych z Was, które planują ślub, 18 urodziny, czy inne podobne wydarzenie w konwencji kostiumowej i chcą, by ich dłonie wyglądały dobrze, a jednocześnie odpowiadały realiom historycznym. Oczywiście na normalny zlot Krynolinowy też się nada :)
A Wy, co o nim myślicie? Macie jakieś swoje sposoby na "historycznie ładne" dłonie?